Doktor zawsze ucieka i sądzę, że mam to po nim. Bylibyśmy doskonałymi kompanami, on i ja. Dwaj nieśmiertelni (czy też quasi-nieśmiertelni) uciekający przed odpowiedzialnością, z tym tkwiącym w nas odruchem bohatera (kilku ocalałych za kilku martwych, zadośćuczynienie – być może), pojawiającego się i ratującego świat w ostatniej chwili (albo i nie, o tym nie mówimy, wolimy milczeć na temat naszych porażek).